Nowe samochody w WORD zawsze rozpalają emocje właścicieli szkół nauki jazdy. Część z nich postanowiła iść pod prąd udostępniając na egzaminy własne pojazdy egzaminacyjne. Może i byłoby inaczej, gdyby do ośrodków egzaminowania nie trafiały egzotyczne samochody z dźwigniami zmiany biegów zrobionymi z rabarbaru. Podstawianie aut na egzaminy miało być tańsze, lepsze, sprawniejsze. I w ogóle miało być różowiej. Szara rzeczywistość przyniosła jednak czarną rozpacz. Czemu?
To nie takie proste i na pewno nie tanie
Wprawdzie zakup nowego pojazdu to wydatek ok 50 tyś zł, ale nauki jazdy po kilkuletnim okresie eksploatacji i tak zmuszone są do zmiany swojej floty – jeśli nie “na raz” to stopniowo. Zakładamy naiwnie, że nikt nie chce narażać swojego i cudzego życia szkoląc na wrakach. Przecież instruktor to nie polski lotnik, potrafiący latać i na drzwiach od stodoły.
Do egzaminu możesz przystosować każdy niemal samochód: Pandę, VW UP, Skode CityGo. Są nieporównywalnie tańsze od najnowszego modelu samochodu, który wygrał przetarg w WORD.
I w zasadzie na tym oszczędności kończą się, a zaczyna… dokładanie do interesu.
- Auto na egzamin trzeba przecież uzbroić. Tak jak chce tego ośrodek ruchu drogowego. Nie przykleisz przecież taniej kamerki (i na pewno nie jedną). Trzeba zamontować odpowiedni system kamer a to wydatek rzędu tysięcy zł.
- Samochód na egzamin musi być podstawiony wcześniej. Nie odbierzesz go też przecież zaraz po tym, gdy Twój kursant przekręci kluczyk w pozycję Off. Wyłączenie takiego samochodu z eksploatacji w nauce jazdy trwa nieraz cały dzień, a w przypadku jednego tylko egzaminu 4 godziny. Przeliczcie to sobie na kwotę jaką otrzymalibyście za na przykład jazdy dodatkowe.
- Samochód do WORD-u nie pojedzie sam. Musisz wysłać tam swojego instruktora, który oczywiście za darmo tam nie pojedzie. Płacisz mu tak naprawdę za nicnierobienie i kwitnięcie w WORD. Pełną stawkę.
- Część z ośrodków ruchu drogowego chce, aby pojazdy egzaminacyjne miały pełne ubezpieczenie. Czemu? Bo tak.
- Odpowiedzialność za kolizję. O ile egzaminatorowi bliskie sercu jest dbanie o powierzone mu mienie WORD, to z pojazdem egzaminacyjnym OSK wcale być tak nie musi – czego dowiodły przypadki kolizji z udziałem aut szkół nauki jazdy.
- Egzamin pojazdem OSK to ten sam wydatek. WORD-owi nie przeszkadza brać pełnej stawki za egzamin w sytuacji gdy jest on realizowany na Twoim samochodzie chlejącym Twoje paliwo, czy wąchającym Twój LPG. Oczywiście to nie wina WORD-u, że ma taki cennik, nie zmienia to faktu, że taki ten cennik właśnie jest. Dziwny.
Ile zaoszczędziliście dodatkowym nakładem pracy? No właśnie.