Używane auta nauki jazdy idą jak świeże bułeczki. Bo mają nalatane 60 tys. Serio?

Niemiec płakał jak sprzedawał, Niemiec kupił, ale zgubił kluczyki do garażu, nauka jazdy kupiła, ale jeździła polonezem. A samochody jednej z nauk jazdy  idą jak świeże bułeczki. Bo mają nalatane grosze. Teoretycznie.

Zmiana pojazdów egzaminacyjnych do biznes nie tylko dla dealera, ale i handlarzy aut używanych. Nauki jazdy chętnie pozbywają się starej floty aby zdobyć fundusze na nowe. Nie jest tajemnicą, że takie auta skupują wyspecjalizowane firmy. Biznes jest prosty – handlarz przyjeżdża, wyciąga kasę z reklamówki i pakuje auto na lawetę, najczęściej nie sprawdzając nawet jego stanu technicznego.

Równie dobrze można by mu wcisnąć Swifta z silnikiem od Melexa – gdyby to miało sens.

Samochody z nauk jazdy nie są zbyt pożądanym towarem, więc sprzedać je nie jest łatwo na wolnym rynku. Przebiegi pojazdów w naukach jazdy sięgają 300 tys, co dla aut “budżetowych”, bo głównie takie wybierają WORD-y to całkiem sporo.

Będzie Pan zadowolony

Dobrze poinformowane źródło doniosło nam, że w pewnym mieście pojawiły się Swift-y pochodzące z Zamościa. Samochody pachnące, lśniące z niemal wylizanymi szybami i błyszczącym lakierem kuszą ceną i… przebiegiem. To prawdziwa okazja, bowiem samochody mają najechane zaledwie… 60 tyś km.

Sprawa wyszła na jaw, kiedy właściciel jednej z nauk jazdy poszukujący rozsądnego Swift-a natrafił na ogłoszenie sprzedaży… własnego (lśniącego, pachnącego, niemal nowego) samochodu, który całkiem niedawno sprzedał niemal w cenie złomu.

Oczywiście Swifty pogubiły po drodze po kilka (set tysięcy) kilometrów, albo wraz z polerką lakieru,  wiadrem Plaku-u i praniem tapicerki przeszły magiczną kuracje odmładzającą, bowiem dotychczasowy właściciel sprzedawał je z przebiegiem zbliżonym do 200 tys.

Żeby była jasność – magiczna przemiana dokonuje się już u nowego właściciela. Dotychczasowy nie ma o niej zielonego pojęcia.

Mechanik płakał jak naprawiał.

Co o tym sądzisz?